Strony

piątek, 28 sierpnia 2015

Jak zdradzać po francusku? (*dozwolone od lat 18)

Z tej sympatycznej okazji, że mamy dzisiaj piątek - i piękny weekendu początek - zapraszam wszystkich na lekturę rozważań na temat zdrady małżeńskiej (l'adultère), gdzie skupiam się przede wszystkim na francuskiej warstwie leksykalnej. Z góry przepraszam, ale ćwiczeń praktycznych w przedmiotowym temacie chwilowo nie przewiduję! Jeśli natomiast przeczytacie wpis do końca - w co nie wątpię - to poznacie zabawną i zarazem pouczającą historię, która przydarzyła mi się w towarzystwie pewnej dystyngowanej damy na pokładzie samolotu linii Air France, w trakcie lotu z Paryża do Warszawy...


Do podjęcia tego tematu zainspirował mnie obecny wciąż szum medialny wokół afery związanej z wyciekiem do sieci danych osobowych użytkowników portalu dla niewiernych mężów i żon, de facto jakieś 40 milionów osób z całego świata!
Ponadto, pamiętając o dobrym przyjęciu refleksji związanych z sapiosexualité w poprzednim wpisie, dobrze wiedziałem jaką tematykę wybrać, aby spełnić oczekiwania grona moich żądnych wrażeń czytelników. I oto przygotowałem dla Was garść leksykograficznych luźnych refleksji poprzeplatanych cytatami w języku francuskim o zaskakującej niekiedy treści. Zaczynamy: 

Une femme fait son amant cocu en couchant avec son mari.

Cóż za sprytne odwrócenie ról, które czyni - zamiast męża - kochanka przysłowiowym rogaczem! Bowiem un cocu to oczywiście rogacz, czyli zdradzony/zdradzany mężczyzna. Co ciekawe, o ile mi wiadomo, nie ma odrębnego terminu na określenie zdradzonej kobiety, ani po francusku, ani po polsku. Zastanawiam się skąd ta dyskryminacja płciowa? Przecież na kobiecej głowie... rogi też mogą się okazale prezentować!*

Temat naszej dzisiejszej rozprawy jest uniwersalny, jako że według oficjalnych statystyk zjawisko korzystania z łóżkowych uciech za pleckami partnera dość często występuje w przyrodzie, również w naszym świętoszkowatym, nadwiślańskim kraju. Jeden z sondaży CBOS podaje, że co drugi Polak i co trzecia Polka mają za sobą skok w bok. Dużo? Mało? To zależy. Inne dane (o których będzie mowa w jutrzejszym wydaniu Gazety Wyborczej) podają, że niewierność jest obecna nawet w 4/5 polskich par.



Le moins égoïste de tous les hommes c'est le cocu, au moins lui il partage.

Co ciekawe, statystyki dotyczące obywateli Francji są w zasadzie identyczne, co cytowane wcześniej CBOSowskie: romansuje lub miało romans pozamałżeński 55% mężczyzn i 32% kobiet. Możemy się pocieszyć, że przynajmniej w tej kategorii idziemy łeb w łeb z historycznie liberalną, mentalnie i obyczajowo awangardową Francuzją. A jeśli chodzi o ocenę takiego postępowania, Francuzów cechuje tu oczywiście zdystansowane podejście. Na przykład w głośnej ostatnio aferze związanej z upublicznieniem wykradzionych danych osobowych z portalu umożliwiającego osobom w związkach znajdywanie chętnych do "zdradzieckich" procederów, znacznie większym problemem, w oczach francuskiego filozofa-dziennikarza, byłego partnera Carli Bruni, Raphaela Enthovena, godny potępienia jest nie sam akt zdrady, a właśnie upublicznienie danych


Si pour l'homme le grand péril est le cocufiage, pour la femme, c'est l'abandon.

Le cocufiage - takie urocze słówko, że palce lizać! Mam na myśli, oczywiście, warstwę fonetyczną. W wolnym tłumaczeniu - zdradzanko :-) Do tego jeszcze mamy czasownik: cocufier - zdradzać/zdradzankować.

Zdradzanko jest szczególnie na fali w okresie letnim, kiedy lud udaje się na zasłużony urlop. A co, doskonały moment, żeby sobie poużywać, pokorzystać z życia (profiter de la vie) i skosztować zakazanego owocu (manger le fruit défendu)!

La destinée de certains hommes est singulière ; dans leur jeunesse ils ont la corne d'abondance, et dans leur vieillesse ils ont l'abondance des cornes.

Les cornes to po prostu rogi. Takie coś, co się nosi na głowie i co wszyscy widzą, często za wyjątkiem właściciela tychże rogów. Mogą być różnych kształtów i kolorów (!), a także rozmiarów, np. różki, albo okazałe, wielkie, dostojne rogi.  


Tak naprawdę trudno jednoznacznie określić, co zdradą faktycznie jest: zwykły pocałunek (un baiser), pocałunek z języczkiem (une pelle, un patin), czułe mizianie (des tendres caresses), seks oralny (praktyczni Francuzi różnicują seks oralny ze względu na płeć pasywnego bohatera: une fellation to przyjemność dla panów, a un cunnilingus to przyjemność dla pań), akt seksualny (un rapport sexuel). Niektórzy twierdzą, że od zdrady fizycznej o wiele poważniejsze konsekwencje ma zdrada psychiczna. 

Cette femme-là ne demandait qu'à être fidèle, malheureusement, elle a épousé un cocu !

être (in)fidele - być (nie)wiernym.

Na koniec przytoczę krótką anegdotę, która zdarzyła mi się podczas lotu z Paryża do Warszawy liniami Air France. Nawiązałem wtedy dżentelmeńską rozmowę z pewną damą, która czytała "50 twarzy Greya". Powodowany bardziej znużeniem niż ciekawością (nie muszę chyba tłumaczyć, że to nie jest mój ulubiony typ literatury), wziąłem od niej książkę do ręki i zacząłem czytać na głos. Jak pewnie wiecie, nawet jeśli nie czytaliście tego bestsellera, to takie soft porno dla kobiet o niezaspokojonych potrzebach, więc w tekście padło kilka słów o zabarwieniu seksualnym. I nagle moja towarzyszka podróży przerywa mi lekturę, pytając zupełnie poważnie, donośnym głosem, tak że siedzący obok nas współpasażerowie nie mogli nie usłyszeć jej słów:

- Artur, a co to jest, ten cunnilingus?

I pewnie pomyśleliście, że dama skompromitowała się w moich oczach! Otóż wcale nie, wręcz przeciwnie: uważam, że taką postawę należy chwalić i promować. Mówię serio! Ignorancji nie trzeba się wstydzić, można ją pokonać i w efekcie poszerzyć swoje horyzonty. Cóż może być bardziej chwalebnego i prostszego zarazem, niż zadać pytanie? Wystarczy poprosić o wyjaśnienie kogoś bardziej doświadczonego od siebie (quelqu'un qui a plus d'expérience). 

C.d.n./À suivre...



* Mój językowy instynkt podpowiada mi, że chodzi o etymologię słowa cocu, które pochodzi od nazwy ptaka (bez skojarzeń!) kukułki, znanej z tego, że podrzuca swoje jaja do cudzych gniazd. A zatem, idąc tym tropem, kobieta, niczym kukułka, w wyniku skoku w boku, może urodzić nieświadomemu żonkosiowi dziecko, które spłodzila z innym. Więc un cocu to zrobiony w kukułkę. Przyznajcie sami - moja teoria ma ręce i nogi! Choć można by podejrzewać, że zmyślam :-) 

czwartek, 6 sierpnia 2015

Sarkozy, Gutenberg i (niebezpieczne) związki literatury i majtek

Twoje libido reaguje na przymioty intelektualne i uaktywnia się w obecności osób o ponadprzeciętnym ilorazie inteligencji? Czujesz "miętę" do okularników, którzy wolą spędzać czas w bibliotece zamiast na siłowni? Uważasz, że odpowiednia partia dla Ciebie to przede wszystkim osoba ze skrótem przed nazwiskiem w rodzaju prof., dr, w ostateczności mgr? Słuchanie naukowych wywodów wywołuje w Tobie dreszcz podniecenia?  



Jak się dzisiaj dowiedziałem w trakcie porannego przeglądu francuskich stron fanowskich, istnieje termin określający tę przypadłość związaną z preferencją seksualną, który nie jest jeszcze w powszechnym użyciu: la sapiosexualité. Choć doczekał się już nobilitacji w postaci włączenia go do opcjonalnych orientacji seksualnych w jednym z najpopularniejszych portali randkowych.

Przychodzi mi na myśl w tym momencie przeprowadzona kilka lat temu w polskich mediach społecznościowych i pozaspołecznościowych kampania pod hasłem: Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka! Polega ona na promowaniu wśród polskiego społeczeństwa czytelnictwa, w szczególności w odniesieniu do tradycyjnych, papierowych książek, lansując pośrednio tezę o związku życia intelektualnego z życiem intymnym. Że poniekąd im więcej czytasz, tym więcej masz do zaoferowania w alkowie, a jeśli ignorujesz książki, to ryzykujesz, że skończysz na śmietniku seksualnej historii. 

Taki chwyt może wydawać się całkiem zgrabny, ale z drugiej strony jest jawnie redukcjonistyczny, by nie powiedzieć, że trąci fundamentalizmem. Wszak intelektualna ciekawość może przejawiać się na różne sposoby, a co do samej książkowej gorączki, to nie zapominajmy, że wynalazek druku towarzyszy ludzkości niespełna sześć stuleci, zaś książki są w powszechnym obiegu od jakichś 200 lat. Łóżkowa dyskryminacja z definicji takich grup jak muzycy czy sportowcy, którzy przecież nie należą do moli książkowych, zakrawa na paranoję.  

Co ciekawe, przykład Nicolasa Sarkozy'ego z 2006 r., zanim jeszcze objął urząd prezydenta Republiki Francuskiej, jest niezbitym dowodem na to, że wypowiedzi jawnie dyskredytujące czytelnictwo mogą mieć zbawienny skutek dla księgarzy. Otóż obowiązkowa pozycja w kanonie francuskich lektur szkolnych "La Princesse de Clèves", której się dostało z ust Sarkozy'ego, natychmiast stała się hitem: otrzymała szerokie nagłośnienie w mediach, organizowano publiczne odczyty powieści Madame de Lafayette, co w konsekwencji przełożyło się na wyraźny wzrost sprzedaży tejże. Oto fragment dziennika telewizyjnego we francuskiej Jedynce [rzeczony fragment zaczyna się w 42 sekundzie materiału]:



Także punktem wyjścia dla lansowania zachowań i postaw w społeczeństwie mogą być nawet obrazoburcze incydenty czy ewidentne faux pas. I jak się wnet okazało, wcale nie muszą przeszkodzić w zdobyciu prezydenckiego stołka.

Wracając do sapiosexualité - przyjrzyjmy się w jakich kontekstach pojawia się to słowo w języku francuskim: 

  • Etre sapiosexuel c’est être attiré par l’intelligence comme premier critère, ce qui est plutôt étonnant puisque la majorité des êtres humains quels qu’ils soient est attirée par le physique en premier lieu.
  • Je suis sapiosexuelle mais je ne le savais pas vu que je connaissais pas du tout le mot.
  • Pour ma part, je suis un homme et je pense que je suis aussi sapiosexuel, car malgré toutes les belles filles avec qui j’ai été, je n’ai jamais vraiment senti de l’attirance envers elles, en effet je ne les trouvais pas vraiment intelligentes, et ça m’empêche vraiment d’être heureux car j’ai du mal à trouver une personne dont je puisse tomber amoureux. 
  • Allez savoir pourquoi, en cherchant des images du schtroumpf grognon, je tombe sur une image définissant ‘sapiosexuel’.
  • Le sapiosexuel est celui qui est sexuellement attiré par ceux qu’il considère comme intelligents. Par extension, on peut dire que le sapiosexuel est excité par celui qui est plus intelligent que lui. 
  • Il est vieux et moche mais son érudition m’excite, je suis sapiosexuelle !
  • C’est le fait pour une femme ou un homme de ressentir du désir pour une intelligence plus que pour un physique. Sans cette admiration, impossible pour les sapiosexuels d’être attirés sexuellement.
  • Un sapiosexuel est un individu sexuellement excité par les personnes intelligentes puissent-elles être laides comme des scolopendres. 

Na zakończenie tych dywagacji powiem tak: nie samymi książkami człowiek żyje! I powiem wprost, jako absolwent filologii, że osobiście, ponad walory intelektualne, przedkładam u płci przeciwnej talenty kulinarne. I tym sposobem dowiedziałem się o sobie ...że jestem gastrosexuel! Ale o tym opowiem - być może - w następnym odcinku.


wtorek, 28 lipca 2015

Antoine "Nożycoręki" - opowieść o talencie, sławie, kobietach, pieniądzach... i nożyczkach!

Chłopak z Sieradza, do którego w kolejce ustawiają się największe gwiazdy światowego formatu? Ta nieprawdopodobna historia wydarzyła się naprawdę! Poznajcie Antoine'a, o którym mówiono: genialny self-made man, wielki artysta, bogacz, biznesmen-wizjoner, czy król wystawnego życia. Pikanterii dodaje fakt, że po latach z jego imperium zostało niewiele, a sam mistrz osiadł na powrót w rodzinnym miasteczku niedaleko Łodzi i na pierwszy rzut oka niewiele się różnił od mieszkających po sąsiedzku starszych panów, którzy nigdy nie zaznali splendorów, które były jego udziałem.


W opublikowanej właśnie biografii Cierplikowskiego autorka pisze o  nim w tych słowach: 

On pierwszy spojrzał na kobiece włosy tak, jak rzeźbiarz patrzy na kamienną bryłę. Był przede wszystkim artystą, kreatorem fryzur, dyktował nowe trendy i zawsze umiał nakłonić swoje klientki do pozornie szalonych pomysłów. Rola kobiet w jego życiu jest nieoceniona. To one nosiły na swych głowach jego dzieła. Dzieła ulotne, których - niestety - nie można postawić w muzeach, by zachwycały kolejne pokolenia.

To on miał status wyroczni piękna, której swoje włosy powierzały najznamienitsze gwiazdy ekranu i estrady XX wieku - m.in. Brigitte Bardot, Édith Piaf, Marlene Dietrich, Pola Negri, Sarah Bernhardt czy Joséphine Baker - przypisując mu źródło swoich sukcesów. To on, u boku Cocteau, Picassa i Chanel, tworzył historię mody i sztuki. To on współpracował z hollywoodzką fabryką snów przez wiele lat. Kim zatem był ten urodzony w prowincjonalnym miasteczku pod rosyjskim zaborem bóg fryzur, zwany przez Francuzów monsieur Antoinem?



Ten ekscentryk i oryginał mówił o sobie w udzielonym na kilka miesięcy przed śmiercią wywiadzie, w 1976 roku, kiedy opuścił już światowe salony i powrócił do rodzinnego Sieradza, gdzie znów stał się Antonim i wtopił się w lokalną społeczność, tymi słowami: "Sam nie wiem, kim jestem. Żyłem w całym świecie. Poznałem cały świat. Stale byłem pomiędzy ludźmi bardzo ciekawymi. Mój profesor to jest świat i ludzie."

Na pytanie kim był Antoine Cierplikowski dogłębnej odpowiedzi stara się udzielić znawczyni literatury francuskiej i paryskich realiów Marta Orzeszyna w biografii pt. "Król fryzjerów, fryzjer królów. Antoine Cierplikowski". W 1901 roku siedemnastoletni wówczas, nikomu nieznany młodzieniaszek z Sieradza przybył do Paryża z pięcioma frankami w kieszeni, by 20 lat później stać na szczycie fryzjerskiego imperium rozciągającego się od Paryża przez Nowy Jork aż po Tokyo. Incroyable !


Zagadką pozostaje, dlaczego w Polsce człowiek takiego formatu jest nieznany. Praca Orzeszyny prezentuje wiele zalet, które mile zaskakują wymagającego czytelnika, za jedyną jej wadę można zaś uznać niezbyt wysokiej jakości papier, na którym jest wydrukowana. Z pewnością stanowi krok w dobrym kierunku, żeby przybliżyć polskiemu czytelnikowi tę niebanalną postać. Oprócz opowieści o życiu Cierplikowskiego książka zawiera - w postaci aneksu - liczne listy, wywiady i wspomnienia, a także multum czarno-białych zdjęć. 

Na zakończenie, drogi czytelniku Mojego francuskiego interesu, pozwolę sobie na osobiste wyznanie, mianowicie od mojej ostatniej wizyty w salonie fryzjerskim minęło jakieś 12 miesięcy. Takie dłuższe, do ramion opadające włosy, wymagają oczywiście odpowiedniej opieki i uwagi, rzadko pozwalają o sobie zapomnieć, ale mają ten specyficzny, samsonowy charme, który docenia właściciel oraz mniej lub bardziej postronni obserwatorzy (a zwłaszcza obserwatorki!). I powiem jedno, że nawet gdyby stał się cud i sam Antoine de Paris by zmartwychstał, to nawet jemu za nic nie dałbym sobie moich włosów skrócić. Ale już na modelowanie ręką mistrza przystałbym z wielkim podekscytowaniem... choćbym miał pojechać do Sieradza!

Książka "Antoine Cierplikowski. Król fryzjerów, fryzjer królów" dostępna jest ofercie krakowskiego wydawnictwa Znak.

A tutaj można przejrzeć online dwa tuziny stron z książki

---
Jako bonus proponuję powtórkę słownictwa dotyczącego zabiegów związanych z pielęgnacją włosów:

le coiffeur - fryzjer
le shampooing - szampon
la permanente - trwała
le sèche-cheveux - suszarka
la coiffure - fryzura
la coupe - strzyżenie
les cheveux - włosy
les ciseaux - nożyczki
les pointes des cheveux - końcówki włosów
sécher - suszyć
brosser - szczotkować
couper les cheveux - obcinać włosy
teindre les cheveux - farbować włosy
coiffer, peigner - czesać
chez le coiffeur - u fryzjera

Jeśli pominąłem jakieś istotne wyrażenia, to nie wahajcie się mi o tym wspomnieć - zapraszam do uzupełnienia mojej listy w komentarzach :-)